Najwyższy czas odpowiedzieć sobie i Wam na to pytanie. Odpowiedzi zmieniały się przez lata, ale nie będę ograniczać się tylko do tego, co było.
Nazwa bloga kołatała mi się w głowie parę lat. Pod koniec moich studiów doszłam do wniosku, że chcę mieć przestrzeń do publikowania tekstów innych niż newsy, które pisałam lub nagrywałam na praktykach dziennikarskich. Miały one mnie rozwijać i poszerzać moje portfolio w celu dostania pracy w mediach. Nie pamiętam, w którym dokładnie momencie porzuciłam ten pomysł. Niby wiedziałam, że w branży medialnej umowa o pracę jest jak Yeti (wszyscy o tym słyszeli, nikt nie widział), ale nie przeszkadzało mi to przez dłuższy czas. Jednak kilkuletnie doświadczenia z kilka lat pracy na umowie zleceniu w innej branży zmieniły moje priorytety: stabilność finansowa stała się dla mnie ważniejsza.
Kolejnym etapem było samodzielnie pochłanianie wiedzy o mediach społecznościowych, SEO copywritingu, blogowaniu i wreszcie - założenie fanpage'a. W tym samym czasie stworzyłam też Pejzażownię. Zastanawiałam się, w jaki sposób zarobić na blogu lub w sposób z nim związany. Zdawałam sobie sprawę z tego, że z AdSense będą grosze (nawet przy dużo większej ilości wyświetleń niż miałam), a do postów sponsorowanych i linków afiliacyjnych tematyka nie za bardzo pasuje. Wiedziałam, że problem był na poprzednim etapie, ponieważ strona nie miała służyć zarabianiu, tylko poszerzaniu portfolio. Zostały jeszcze dwie możliwości: własne produkty (co wymagało zebrania wkładu własnego) lub Patronite. Ale w obu przypadkach musiałam zbudować konkretną społeczność, a to mi wybitnie nie wychodziło. Fanpage porastał kurzem bez względu na to, ile czasu mu poświęcałam. Frustracja rosła z każdym weekendem, który spędzałam na przygotowaniu grafik i harmonogramu publikacji.
Równolegle przepracowywałam się na etacie, a prywatnie bardziej dbałam o rozwój niż o wypoczynek. Gdy pandemia dorzuciła do pieca, poszłam na leczenie psychiatryczne. Zaczęłam odejmować sobie kolejne, ciążące mi zobowiązania (zwłaszcza te, które od dawna mnie nie cieszyły). Gdy dezaktywowałam fanpage Felietonady, poczułam ulgę. Zajmowanie się blogami przeniosłam z listy celów na listę możliwości. Aż w końcu przestałam czuć wyrzuty sumienia z powodu niepisania na blogach.
Między innymi dlatego piszę ten post: żeby obniżyć również Wasze oczekiwania. Bo nie wiem, czy coś tu jeszcze napiszę. Nie wiem, wrzucę jeszcze jakieś zdjęcia na Pejzazownię. Z drugiej strony zostawiam sobie furtkę, czyli kopie zapasowe blogów (tak jak to zrobiłam z fanpage'em). Nadal lubię się dzielić swoimi przemyśleniami (pewnie dlatego, że na pierwszym miejscu w talentach Gallupa mam Intelekt). Istnieje więc szansa, że zechcę tutaj coś napisać od czasu do czasu. Jednak napisanie tekstu oznacza dla mnie sporo pracy: research, konspekt, samo pisanie (zwykle na raty), co najmniej jedna korekta (zwykle więcej) i przygotowanie grafiki. Cały proces od dłuższego czasu postrzegam jako wyczerpujący, przez co trudniej mi się za to zabrać. Muszę zastanowić się nad skróceniem przygotowań, jeśli mam tu coś więcej napisać. Zwłaszcza, że pomysłów mi nie brakuje. Mam w drafcie ok. 10 zaczętych tekstów lub pomysłów na nie (część z nich ma kilka lat). Ten post zaczęłam pisać 30 lipca. Docelowo planuję skręcić z publicystyki w literaturę. Zdaję sobie sprawę, że do napisania opowiadania czy książki potrzebuję więcej czasu i wysiłku, więc nie chcę poświęcać go blogom tyle, co kiedyś. Dlatego proszę potraktować ten post jako pożegnanie: prędzej czy później przestanę tu pisać.
kastamonu
OdpowiedzUsuńkayseri
kıbrıs
kırıkkale
kırşehir
5JZ