"Angora" zironizowała prezydencki błąd na okładce, wkładając Bronisławowi Komorowskiemu w usta dymek z napisem: "Napisałbym po japońsku, ale nie chcę strzelić byka!". Jednak ta gafa uświadamia, że posiadanej dysortografii czy dysleksji nie ma się co cieszyć. Nawet nie będąc głową państwa.
Moja koleżanka, dysortografka, nie cieszyła się z zaświadczenia, które pomogło jej zdać maturę. Głupio jej robić błędy ortograficzne w listach prywatnych. Poza tym szkołę kiedyś się skończy, a pracodawców nie obchodzi to, dlaczego ktoś ma błędy w liście motywacyjnym. Słyszałam od kilku rekruterów, że mają dyrektywy, by CV z błędami wyrzucać do kosza.
Mimo to niejeden zdrowy uczeń ma zaświadczenie o dysleksji, bo więcej czasu na maturze stanowiło dużą pokusę. Dopóki nie ukrócono przywilejów. Wydaje się, że gdyby wprowadzono ograniczenia odnośnie przyjmowania dysortografów na studia, to liczba zaświadczeń spadłaby o połowę. Na takie hamulce można się oburzać, bo oznaczają one nierówność szans. Ale odpowiedzmy sobie na pytanie: czy sami dalibyśmy równe szanse dwóm matematykom: z dyskalkulią i bez, żeby uczyli nasze dzieci? Czy kiedy zanosimy tłumaczowi tekst do przełożenia i dostajemy tłumaczenie z błędami, to obchodzi nas jego dysleksja? Nie! Chcemy profesjonalisty, który dobrze wykona swoją pracę. Tak działa rynek, więc filolog z dysfunkcją prędzej czy później z niego wypadnie lub zmieni zawód.
Z błędu prezydenta śmieje się cały internet, włączając w to uczniów z fałszywym papierkiem. Starsi oburzają się: jak on reprezentuje nasz kraj! Jednak mimo wszystko wydaje mi się, że łatwiej napisać dyktando przed Jarosławem Kaczyńskim niż tłumaczyć się rodzicom swoich uczniów z byków pisanych na tablicy.
Pisze się nadziei.
OdpowiedzUsuń