Mąż/żona, skończone studia, dzieci i stała praca - to są oczekiwania wobec osób nawet 25-letnich, nie mówiąc o starszych. Oczekiwania, które wydają się być obowiązkiem, lub, co gorsza, marzeniami ludzi niepasujących do stabilnego modelu życia. Jedynego właściwego.
Mam koleżankę, która zaczęła od końca. Na drugim roku studiów zamieszkała ze swoim chłopakiem u jego rodziny. Przez kilka lat rzadko spotykała się z koleżankami, czasem tylko chodziła na piwo z chłopakiem i wspólnymi znajomymi, w ogóle nie bywała na dyskotekach. Sprzeciw wobec stabilizacji (a raczej: stagnacji) był jedną z przyczyn rozpadu związku. Następny związek wygląda już zupełnie inaczej: wynajmowanie pokoju w mieszkaniu studenckim, liczne imprezy (w tym dyskoteki), wyjazdy i babskie spotkania. Tymczasem koleżanka ciągle słyszy, że dziewczyny w jej wieku (25 lat) mieszkają już tylko z chłopakiem, często mają rodziny, a ona wiedzie takie życie jak świeżo upieczona maturzystka. Jakby to było coś złego.
Można być szczęśliwym mając 25 lat, rodzinę i piękny domek. Ale mówienie, że szczęście ma tylko jedną postać, jest nadużyciem. Tak, w teorii sporo osób poprze to stwierdzenie. Ale w praktyce ci sami ludzie będą dziwić się osobom, które chcą żyć inaczej. Przecież każda kobieta pragnie mieć dzieci, wszyscy marzą o stałej pracy itd. Moim wielkim marzeniem jest wyjazd na studia (a przynajmniej na wolontariat) do Rosji i zamierzam je zrealizować mimo prawie 27 lat na karku. Kiedy ostatnio powiedziałam to mojej rówieśniczce, nie rozumiała mnie. Bo praca, stała praca jest najważniejsza.
Mnie cudze zdanie na temat mojej przyszłości mało obchodzi. Nikt za mnie żyć nie będzie. Ale koleżanka się tym przejmuje. Co gorsza, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo (choć podświadomie) jedyny słuszny model życia wpływa na jej plany i ocenę rzeczywistości. Na jedne, wymarzone studia nie pójdzie, bo jest "za stara". Frustruje się tym, że jej koleżanki mają rodzinę, pracę w wyuczonym zawodzie lub tytuł przed nazwiskiem, a ona nie. Mimo że przed stabilizacją właśnie uciekła.
Dziwne, że 25-latkom stabilizacja (stagnacja?) wydaje się być obowiązkiem, a ich rodzicom lub dziadkom często już nie. Mojej mamie niedługo stuknie pięćdziesiątka, ale ani wiek, ani zawód nauczycielki, nie przeszkadza jej tańczyć w zespole tanecznym (w którym jest jedną z najmłodszych osób). 80 lat na karku nie stanowi problemu dla mojego wujostwa, żeby pojechać na wakacje do Włoch. Jak widać, niektórzy po pewnym czasie dochodzą do wniosku, że życie stabilne nie jest obowiązkiem ustawowym. Lepiej jednak to zauważyć 20 lat wcześniej.
Fantastyczny tekst! Kupiłaś mnie nim :D
OdpowiedzUsuńPS. też mam mamę, a nawet oboje rodziców nauczycieli, prawie 27 lat na karku i głęboko wierzę w to, że życie to coś więcej niż 'stała praca' i 'stabilizacja' Pozdrawiam!! :)
PS2. Tekst może już trochę przeterminowany, o dwa lata widzę - ale to niewiele zmieni :D